Atakując dekonspirował (się)

Otóż wzruszająca jest łatwość z jaką Wojciech Wencel podkłada swoją debiutancką książkę pod pióra zgryźliwych felietonistów. Bez trudu można bowiem sobie wyobrazić tekst, w którym jakiś autor złośliwie udowadnia, że właściwą częścią "Wierszy" jest obszerny poemat Stefana Chwina pod tytułem "Wstęp", natomiast następujące po nim 34 wiersze są tylko sprytnie pomyślanym komentarzem czy też posłowiem do liryczno-krytycznych wynurzeń autora "Historii jednego żartu". Zostawmy jednak na boku tego typu uwagi - tekst Chwina tak doskonale i bez reszty mieści się w tym sposobie pisania o wierszach, który utrwalił Kuba Kozioł w poemacie "W tej poezji...", że dopisywanie tu czegokolwiek byłoby jedynie czymś w rodzaju opowiadania zużytego dowcipu - i zasygnalizujmy jedną szalenie ciekawą kwestię, dla której wiersze Wojciecha Wencla mogą być - i są - dobrym pretekstem.

Wypada jednak zacząć od wypowiedzi pozapoetyckiej Wencla, a mianowicie od bardzo inspirującego fragmentu jego odpowiedzi na ankietę, którą rozpisały lubelskie "Kresy" (nr 21). Powiada on tak: "A jednak jeszcze kilka lat będzie musiało upłynąć, nim zapomniany zostanie przez krytykę Marcin Świetlicki, pomysłodawca szczególnej odmiany literatury dla młodzieży. Szczególnej - bo skierowanej wyłącznie do młodego czytelnika epoki luzu". Jeśli pominąć precyzję historiozoficzną drugiego zdania, to można śmiało przyjąć, że w pierwszym zdaniu dokonany został odważny, bo dychotomiczny, podział literatury na tę dla młodzieży i na tę dla dorosłych. Atak Wencla na Świetlickiego jest w pewnym sensie samobójczy (ale nie w tym, który ci się od razu narzuca) - albowiem zamiast rozpoznania przeciwnika przynosi szarżującemu dekonspirację. Zgódźmy się wstępnie na propozycję gdańskiego poety, pomysłodawcy szczególnej odmiany literatury dla dorosłych i stwierdźmy, że tak, owszem, jesteśmy za literaturą dla młodzieży.

Analogie nasuwają się zbyt natarczywie, by udawać, że ich nie ma. Litertura dla młodzieży miałaby więc wpisany w siebie stały niepokój i sceptycyzm, skłonność do przygody i eksperymentów (niekoniecznie formalnych), nie stałaby przede wszystkim na gruncie żadnych pewnych wartości - czy to estetycznych czy jakichkolwiek innych. Jej zasadą byłby ruch. "Wiersz wychodzi z domu i nigdy nie wraca", jak powiada jeden ze współczesnych przedstawicieli tego nurtu. Natomiast w literaturze dla dorosłych zakodowana byłaby całkowita oswajalność i przewidywalność - począwszy od kwestii czysto rytmicznych i stylistycznych, na aksjologicznych kończąc. Tu nie ma miejsca na wątpliwości. "Bądź wierny Idź", jak powiada... etc. etc. Naturalnie nie będziemy się dalej upierać przy tym podziale, skłonni jesteśmy jednak uparcie twierdzić, że model ten ma kilka dorzecznych zastosowań po obu zarysowanych biegunach. Interesuje nas w tym momencie literatura dla dorosłych.

Wyraziste i jednoznaczne zaufanie, jakim Wojciech Wencel obdarza klasyczne konwencje (czy ogólniej: mówienie tradycją), jest powodem, dla którego jego "Wiersze" stoją po stronie literatury dla dorosłych. I nie chodzi bynajmniej o to, iż wiara w to, że sam koturn konwencji pozwala na "wzniesienie wiersza" (1), jest wiarą naiwną - albowiem nie mamy pewności czy Wencel ją podziela. Wszystko jednak wskazuje na to, że ją praktykuje. I jeśli o praktyce mowa, to pora wreszcie przyjrzeć się kilku linijkom.

Wiosna: blaski latarek kołyszą się nocą
tłumem się syci lasu brzeg
gdzie puste ciało i z Bożą pomocą
ducha lekko zamienia w śmiech
"Śmiertelny wiersz" (2)

Przewidywalność, jako główna cecha literatury dla dorosłych, objawia się u Wencla na najbardziej elementarnym poziomie, czyli składni i rymu. Nazbyt rzadko rymy roztapiane są tu w przerzutniach, nazbyt często, jak w powyższym cytacie, autor dokonuje inwersji po to, by na siłę zrymować końcówkę linijki. Rzutuje to oczywiście na rytm wiersza, który musi poniekąd stać się monotonny, a więc przewidywalny właśnie. W takim ustawieniu głosu nie ma miejsca na kolokwializm, ową "niepoczytalną skazę" literatury dla młodzieży. Zachwianie rytmu, wyraz/wyrażenie potoczne zdarzają się tu, owszem, ale zawsze z należytym dystansem - oto, drogi czytelniku, mrugam do ciebie okiem:

dziewczyna świat barwi delikatnym szlochem
chłopiec myśli o niej ale tylko trochę
"Widokówka z Ikast"

Nie odmówimy sobie jeszcze jednej uwagi w stosunku do powyższego cytatu. Inwersja: "świat barwi", podnosząca o dwa tony i tak wysoki ton wiersza, została tu podyktowana przez nader poetyckie względy, a mianowicie przez konieczność zachowania stałego paraoksytonicznego akcentu przed średniówką. Wydawało się, że delikatne zakłócenie monotonnego rytmu wiersza w przedostatniej linijce, pozwoliłoby Wenclowi uratować to, co jeszcze było do uratowania. Jeśli jednak zdecydował się on na poetyzm - i to w pewnym sensie podwójny, to świadczy to o tym, że w jego wypadku mamy do czynienia już nie tyle z przewidywalnością, ile ze starczym zwapnieniem. Na obronę poety czujemy się jednak zobowiązani w tym miejscu przyznać, że przekonanie, iż poezję robi się z inwersji, jest przecież przekonaniem wybitnie młodzieńczym.

Zaufanie do tradycji - nie tylko literackiej - każe często iść Wenclowi utartymi ścieżkami. Jak zatrzymać moment wieczny w wiecznym bezruchu? Przepis jest prosty: bierzemy imiesłów przysłówkowy współczesny i razem z czasownikiem w formie osobowej majstrujemy następujące zdanie:

intensywniejąc sączyło się światło
ciemnego dnia (...)
"Głosy" (3)

W tym miejscu warto się na moment wieczny zatrzymać, gdyż cytując pewnego poetę dla młodzieży mamy szansę pokazać istotną różnicę między dwiema literaturami z naszego podziału. Zobaczmy jak w tytułach wierszy dzielą się z nami inspiracjami malarskimi dwaj poeci. Wojciech Wencel - "Królowa Delft (Vermeer: Czytająca list)". Darek Foks - "Otwierająca puszkę" (4). Na co stawiamy? Na ironię? Dystans? Na zaufanie bądź jego brak? Talent? Poczucie humoru? Jeśli chodzi o to ostatnie, to może warto przypomnieć słynne zdanie: "Nie mam zaufania do ludzi bez poczucia humoru".

Inspiracja niemiecką kulturą i historią w "Wierszach" gdańskiego poety daje nam szansę na dalsze złośliwości ("Gdańsk oder Danzig światłość i czerń" (5)), ale zrezygnujemy z niej, by powrócić do owej szalenie ciekawej kwestii, o której napomknęliśmy na początku. Otóż jest rzeczą niezmiernie interesującą (i kto wie czy obecnie nie fundamentalną dla miłośników poezji) - w jaki sposób klasyczne formy wiersza mogą być skutecznym instrumentem w rękach twórców literatury dla młodzieży. Jak pogodzić doskonałą niemal przewidywalność sestyny z imperatywem czy też postulatem wyjścia w nieokreślone i nowe. W jaki sposób rym gramatyczny albo aleksandryn mogą nas zaprowadzić na nieznane dotąd ścieżki? Jak rym i rytm mogą istnieć w opozycji do oswojonych i niezachwianych wartości? Jak można wątpić sonetem? Zbyt dużo mamy już przykładów takich wychodzących z domu wierszy, by z kurtuazją udawać, że wciąż pasjonują nas te, które utknęły w sączącym się świetle u ujścia Wisły. Temat jest poważny, toteż powrócimy do tego w następnym odcinku.

_

Pierwodruk: Nowy Nurt 19/1995. Recenzja [z:] Wojciech Wencel: Wiersze. 1995
1 - z cytowanej ankiety Wojciecha Wencla
2 - podkreślenie Wojciecha Wencla
3 - Jest to przepis, który aż prosi się o zamknięcie jakimś terminem teoretycznoliterackim i zainspirowani w tym względzie hermeneutyką Bachtina ośmielamy się zaproponować formułę: rzygając srała.
4 - z "Wierszy o fryzjerach", Lublin 1994.
5 - pointa wiersza "Marmur" Wojciecha Wencla.

[^]